Po Disco Polo i Smerfnych Hitach przyszedł czas na wspomnienie czegoś bardziej "sfiatowego" ;)
Mowa będzie o ikonie. Gusta są oczywiście różne i jak wiadomo nie podlegają dyskusji.
Można lubić czyjąś muzykę ale za samym wykonawcą nie przepadać (choć ciężko mówić czy lubi się kogoś kogo się nie zna-jednak rozumiem chodzi o pewne odczucie towarzyszące nam w napotykaniu tu i ówdzie jakiejś gwiazdy). Można nie lubić artysty jako całości. Można mieć ambiwalentne uczucia lub nie mieć opinii.
Człowiek o którym mowa na przełomie lat 80' i 90' stał się swoistym objawieniem w świecie muzycznym i całej pop kulturze. Wprowadził nowatorskie podejście do kręcenia klipów, wyrobił sobie swój własny styl,na czele którego miej lub bardziej stał taniec. Zdobył rzesze fanów, sławę i mnóstwo pieniędzy.
Patrząc na jego ówczesne życie, był początkiem rewolucji w chodzeniu z butami w prywatne życie gwiazd przez prasę jak i nas wszystkich. Różne fanaberie podsycały tylko zainteresowanie dziennikarzy. Ale już nie brnę w tę ciemną stronę tej historii.... chodzi w końcu o muzykę.
Jest wielu utalentowanych muzyków, artystów. Ale w różnych dziedzinach tylko raz na stulecie objawia się ktoś kto ma coś więcej do zaoferowania światu i to coś miał właśnie Michael Jackson
Jako dzieciak jak tylko ten teledysk pojawiał się w TV leciałam na złamanie karku.
Mowa o BLACK or WHITE <3 uwielbiałam ! i do tej pory uwielbiam :) Piosenkę jak i teledysk z Macaulay Culkin'em
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz